Rozdroża chowu bydła

Fotolia_42813789_L_optWyartykułowanie dylematów, przed jakimi stanęła produkcja bydlęca w Polsce, stało się koniecznością. Dowodzą tego liczby obrazujące zmiany ilościowe, jakie zaszły w chowie i w hodowli tych zwierząt w drugiej połowie minionego stulecia, a zwłaszcza w jego ostatnich dwuch dekadach.

Trwają one nadal i coraz drastyczniej odróżniają nas od krajów unijnych, wśród których usiłujemy wypracować sobie znaczącą pozycję. Przedstawiamy kluczowe problemy wymagające rozważenia i (oby) rozwiązania. Uzupełniające je liczby jedynie uwypuklić mają dotychczas pomijane aspekty. Poznanie szczegółów umożliwia Internet, dlatego zbędne jest ich przytaczanie.

ZMIANY W CHOWIE BYDŁAW POLSCE (w tys. szt.)
1938 rok     2010 rok
Bydło ogółem    10 554    5 761
Krowy      7 053    2 628

WYBRANE KRAJE (w szt./100 ha u. rolnych)
POLSKA               41,2    37,2
NIEMCY             69,3    76,3
FRANCJA           45,0    67,0

Ilość bydła utrzymywanego obecnie w Polsce oscyluje około 50 proc. stanu z lat 1938/39 ub. stulecia. Przy równoczesnym, jeszcze głębszym zmniejszeniu pogłowia koni, owiec i kóz – możliwości nawożenia naszych – w większości lekkich – gleb nawozami naturalnymi, humusogennymi zmalały poniżej dopuszczalnej granicy. Nie wyrówna tego braku kilkakrotne zwiększenie zużycia nawozów mineralnych. Wskazują na to okresowe, nieuniknione w naszym klimacie skutki braku lub nadmiaru wody. Gleba o niedostatku próchnicy utraciła właściwości gąbki, upodobniając się do sita.
Struktura ilościowa stada bydła pomijana jest milczeniem. Instytut Ekonomiki Rolnictwa – PIB – nie udostępnia informacji, jakie ilości bydła utrzymywane są w grupach o różnej liczebności. A jest to istotna przesłanka dla np. racjonalnego kredytowania kosztów rozsądnego powiększania stad i budownictwa inwentarskiego. Decyzje w tym zakresie podejmowane są „uznaniowo”…
Struktura rasowa stada bydła pozostawiona została wolnym, a raczej dowolnym decyzjom hodowców, nie zawsze świadomych skutków swoich preferencji. Co gorsza, nie chodzi tu tylko o decyzje indywidualne, których koszty ponoszą nierozważni (niedouczeni?) lub ślepo (biernie) posłuszni tzw. władzom. Najwymowniejszym tego przykładem jest maniakalne utrzymywanie popierania wprowadzonych u nas w trybie administracyjnym  jednostronnie mlecznych holsztyno-fryzów. Zupełnie pomija się przy tym problem interakcji ich genotypu ze środowiskiem, a zwłaszcza z żywieniem oraz śladowe zaledwie ich umięśnienie. Instytut Zootechniki – takoż BIP, nie reaguje na rokrocznie publikowane przez „Polską Federację Hodowców Bydła i Producentów Mleka” dane z których wynika iż ok. 90 proc. aktywnej części populacji naszych krów to „haefy” i „haefoidy”. Nie wydaje się, by istniał, przynajmniej w Europie, drugi kraj o tak „ujednoliconym” typie użytkowym. Dla dopełnienia obrazu skutków takich poczynań – przeciętna roczna wydajność mleka tej elitarnej grupy, predestynowanej do aktywnego kształtowania, chyba głównie cech mlecznych naszych krów, plasuje się na poziomie zbliżonym do wydajności całej populacji czeskiego bydła strakatego (stanowiącego około 40 proc. tamtejszego pogłowia krów). Rasy te, oprócz wytwarzania mleka o wyjątkowo wysokiej zawartości białka, wyróżniają się doskonałymi walorami opasowymi – dostarczając mięso o wartości kulinarnej niemal identycznej z uzyskiwanym od ras jednostronnie mięsnych. Chów bydła o dwustronnej mięsno-mlecznej i mleczno-mięsnej użytkowości niejako automatycznie  zabezpiecza przed wyniszczającą żywotność bydła predyspozycją do wytwarzania zarówno mleka, jak i mięsa na poziomie rekordowym dla każdego kierunku. Rekordy wydajności mleka lub przyrostów masy ciała u ras „wyspecjalizowanych” w jednokierunkowym użytkowaniu osiąga się przy użyciu specyficznych „suplementów” paszowych.
Organizacja prac hodowlanych, których fundamentem jest ocena użytkowości i doradztwo w zakresie organizacji bazy paszowej i racjonalnego żywienia, ujawniającego rzeczywisty poziom potencjału wytwarzania mleka i mięsa daleka jest od efektywności. Uwzględniać ona powinna żywienie bydła paszami naturalnymi bez stosowania dodatków dopingujących o działaniu porównywalnym ze sterydami. Pod względem zasięgu takiej oceny, wśród krajów unijnych Polska zajmuje jedno z ostatnich miejsc. Wszelki komentarz jest tu, niestety, zbędny, poza apelem o docenienie wagi problemu. Przodują natomiast Czesi . Niemal 100 proc. pogłowia jest u nich objęte monitoringiem użytkowości i doradztwem żywieniowym. U nas około 25 proc…
Jeżeli prawdziwe jest porównanie rywalizacji plemników dążących ku czekającej na zapłodnienie komórce jajowej – do lotu godowego pszczół, to witalność plemnika zapładniającego maleje proporcjonalnie do stopnia rozcieńczenia ejakulatu przy jego porcjowaniu. A to chyba bezdyskusyjne. Dlaczego jednak przemilczane są skutki takiego poprawiania natury? Utrata odporności, obniżka żywotności, anomalie rozwojowe, trudności z rozmnażaniem, zamieranie płodów, śmiertelność noworodków itp. itd… A jakie są relacje tych „skutków” ze zdrowiem ludzi spożywających mleko i mięso bydlęce? To tylko niektóre z symptomów rozdroża, na jakim znalazło się zagospodarowanie organizmów żywych dla potrzeb zwiększającego się zaludnienia naszej planety. Wracając do problemów polskiej produkcji bydlęcej – jakie decyzje można by podjąć bez obawy o wątpliwą celowość kosztów?
• Uznanie za imperatyw popieranie ras bydła o dwustronnej użytkowości. Wydaje się możliwe pokrywanie kosztów inseminowania bydła nasieniem buhajów takich ras, także ze środków pozarządowych.
• Określenie górnej granicy wydajności krów, np. relacją suchej masy mleka uzyskanego w pierwszych 305 dniach laktacji, do masy ciała krowy. Przekroczenie tej granicy wykluczałoby wykup mleka z przeznaczeniem na spożycie przez ludzi.
• Radykalne usprawnienie doradztwa – rolniczej oświaty pozaszkolnej. Przygotowanie kadry doradczej systemem szkoleń, unifikujących poziom wiedzy, potwierdzanej świadectwami uprawniającymi do zatrudniania na stanowiskach doradców – odpowiednio opłacanych.
Każdą z tych propozycji  można niepodważalnie uzasadnić. Jednakże conditio sine qua non stanowi niedopuszczanie do uznawania maksymalizacji zysku za atrybut rozwoju rolnictwa, co tożsame jest ze stawianiem zysku przed jakością żywności, przed jej walorami decydującymi o zdrowiu ludzi.
mgr inż. Jerzy Ostoja-Solecki