Jak lepiej wykorzystywać składniki pokarmowe?

Rozmowa z prof. dr hab. Januszem Igrasem
Instytut Nowych Syntez Chemicznych, Puławy

Panie Profesorze, zacznijmy naszą rozmowę od omówienia ogólnej sytuacji, jaką mamy w Polsce, w kontekście zużycia nawozów mineralnych w rolnictwie, zasobności gleb w składniki pokarmowe oraz informacji z roku 2013, zamieszczonej w artykule naukowym zespołu naukowców z IUNG, a mianowicie „W Polsce po akcesji do UE, zużycie nawozów mineralnych wzrosło o 31proc., podczas gdy globalna produkcja roślinna zwiększyła się tylko o 5 proc.” Jak należy wytłumaczyć tę rozbieżność?
Otóż rolnicza przestrzeń produkcyjna Polski jest bardzo zróżnicowana: występują tereny o bardzo korzystnych warunkach gospodarowania, przyjmuje się, że jest to Opolszczyzna i Dolny Śląsk oraz występują warunki o wiele gorsze dla produkcji rolnej, na przykład okolice Suwałk i Białegostoku, gdzie przede wszystkim okres wegetacyjny jest krótszy. Na to wszystko nakładają się jeszcze gleby, które są w Polsce stworzone przez przesuwający się lodowiec, który ukształtował ich zróżnicowaną teksturę. Tekstura, czyli skład granulometryczny i mineralogiczny wpływa na ich właściwości sorpcyjne, które wiążą się później z ich produktywnością, również zawartością materii organicznej. Patrząc generalnie na rolnictwo, zawsze mamy pokusę, aby oceniać je przy pomocy jednej cyfry, jakiejś wartości przeciętnej, czy to średniej, która nie zawsze odzwierciedla regionalne uwarunkowania. Tutaj trzeba bardzo patrzeć na zróżnicowanie regionalne, również na zasobność gleb, na odczyn gleb, który jest kluczowym elementem plonotwórczym. A wchodząc w szczegóły, warunkuje wykorzystanie większości składników pokarmowych, nie tylko makroskładników i składników drugorzędowych, ale również mikroelementów. O takim kontekście nawożenia powinniśmy mówić, mając na uwadze kształtowanie się wielkości i jakości plonu w Polsce. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że Polska dokonała dużego postępu, jeśli chodzi o poprawę technologii produkcji, co widzimy wyraźnie w przedsiębiorstwach rolnych. W tej części towarowej rolnicy gospodarują w oparciu o pewne narzędzia, jakimi jest np. doradztwo nawozowe, czy cały system doradztwa w gospodarstwie, obejmujący zarówno zarządzanie produkcją, zarządzanie gospodarstwem, ale również zarządzanie technologią uprawy. Bo ci wielcy rolnicy korzystają w bardzo dużej mierze z tego typu narzędzi. Rozwijają się również technologie rolnictwa precyzyjnego, co jest szczególnie widoczne w dużych przedsiębiorstwach, gdzie rolnicy cenią każdą złotówkę i nie mogą sobie pozwolić na nieefektywne wykorzystanie składników pokarmowych. W związku z tym monitorują swoją produkcję rolną, w tym gleby. Do nawożenia podchodzą w ten sposób, że oceniają zasoby składników pokarmowych, po pierwsze, w swoim gospodarstwie, bo one jakieś są, a po drugie, na poziomie pola. Znając te zasoby rolnicy dokładają pewną ilość składników pokarmowych pod określony plon. Jeśli jest produkcja zwierzęca, to ta pula nawozów jest także wykorzystywana. Reasumując to zagadnienie od strony agrochemicznej, trzeba pamiętać, że powinniśmy korzystać z takich narzędzi, jak analizy gleby. Również z wiedzy, która jest związana z zarządzaniem gospodarstwem.

Porównał Pan zużycie nawozów w regionach o intensywnej produkcji rolniczej (Opolszczyzna, Dolny Śląsk) z regionami, gdzie poziom produkcji, z różnych powodów, w tym środowiskowych, jest dużo niższy. W związku z tym, czy uważa Pan, że nawożenie gleb powinno być dostosowane bardziej do ich stanu zasobności, czy do potencjału produkcyjnego tych gruntów, biorąc pod uwagę uwarunkowania klimatyczne (pogodowe). Bo może tutaj leży przyczyna niewykorzystywania tych składników?
To jest pewien problem, w jaki sposób optymalizować wykorzystanie składników pokarmowych na mniejszych przestrzeniach, na mniejszych powierzchniach, bo generalnie to się z tym wiąże. Przeważnie, ci producenci rolni nie są wystarczająco ekonomicznie silni, aby korzystać z najnowszych narzędzi. Poza tym ich wiedza, często z różnych powodów, nie jest wystarczająca (niczego im nie ujmując). Duże gospodarstwa korzystają masowo z usług ekspertów różnego rodzaju, związanych z firmami, które oferują środki do produkcji rolnej, ale również z doradztwa. Myślę, że w tym segmencie trzeba poprawić kształcenie rolników, a także wykonać sporo pracy doradczej w zakresie pokazania tych wszystkich mechanizmów, w jaki sposób można optymalizować to doradztwo. Absolutnie się zgadzam, że na tych terenach, gdzie nie ma wystarczającego potencjału plonotwórczego, stosowanie nawożenia w dawkach ponadoptymalnych nie przynosi dostatecznych rezultatów. Z drugiej strony skala produkcji jest na tyle niska, iż rolnikowi się wydaje, że jak wysypie więcej nawozu, to więcej zbierze. To, niestety, nie jest prawdą. W związku z powyższym uważam, że w rolnictwie powinniśmy wykonywać nadal pracę organiczną, która polega na dobrej edukacji praktycznej, a nie teoretycznej. Teoretycznie, rolnicy są dość dobrze przygotowani, korzystają z różnych kursów, szkół średnich i uczelni. Ale myślę, że brakuje im wiedzy praktycznej. Z doradztwem generalnie jest duży problem – powinno być ono inaczej ukształtowane i ukierunkowane przede wszystkim na rolnika, a nie na zaspokajanie potrzeb samego doradztwa, bo obecnie tak to funkcjonuje.

Mówił Pan o edukacji rolników i dostarczaniu im stosownej wiedzy praktycznej. Jaka powinna być rola Grupy Azoty, jako największego producenta nawozów w Polsce i drugiego w Europie?
Myślę, że ta rola powinna polegać na pokazywaniu rolnikowi efektów wynikających z dostarczania dodatkowych korzyści, które wiążą się z nawożeniem i innowacyjnym podejściem do nawożenia. Jak już powiedziałem wcześniej, nie jest w tym miejscu najważniejsza ilość nawozu, ale sposób aplikacji, rodzaj nawozu, jak również doradztwo, o którym wspomniałem. W tej chwili Grupa Azoty pracuje nad szeregiem nowych nawozów, które optymalizują skład i są dostosowane do potrzeb pokarmowych roślin. Chodzi o to, ogólnie rzecz ujmując, aby stosować nawozy tam, gdzie jest to niezbędne, czyli np. w pobliże systemu korzeniowego, żeby to uwalnianie składników pokarmowych odbywało się stosownie do tempa wzrostu roślin, żebyśmy np. nie tracili azotu, dlatego, że jest on wymywany i dostaje się do wody, czy też ulatnia się w postaci tlenków azotu. Prace badawcze, które prowadzi Grupa Azoty, do tego zmierzają. To jest również elementem podnoszenia świadomości społecznej, ale również pokazaniem pewnego innowacyjnego podejścia do nawożenia.

Głównym celem produkcji rolniczej jest dostarczanie ludziom żywności. Będziemy jej potrzebować coraz więcej, a przy tym pojawia się kolejny problem, mianowicie konieczność podnoszenia jej jakości. Istnieją badania, w których porównywano skład tych samych owoców, warzyw i innych płodów rolnych w latach czterdziestych i pięćdziesiątych do tych samych gatunków w latach po roku 2000. Okazuje się, że na przestrzeni tych lat nastąpił bardzo wyraźny spadek udziału związków chemicznych, które z punktu widzenia żywienia człowieka są bardzo istotne (witamin, fenoli, karotenu, związków mineralnych). Czy myśli Pan, że może to mieć jakiś związek z nawożeniem?

Myślę, że z pewnością zmiany jakości następują. To się wiąże z intensywnością produkcji rolnej i ze stosowaniem całego spektrum środków do produkcji, chociażby środków ochrony roślin, ale także nawozów. Powinniśmy pilnować bardzo składu produktów roślinnych i reagować na pojawiające się deficyty, chociażby w przypadku mikroelementów. Można to dość łatwo robić. Idealny nawóz powinien zawierać wszystkie składniki, dostosowane do uprawianej rośliny. Myślę, że poprzez monitoring płodów rolnych, a także poprzez innowacyjne podejście do nawożenia powinniśmy tą produkcją sterować. Również bardzo ważny element to odczyn gleby. Jest on w Polsce szczególnie ważny. Polska jest krajem, gdzie jest dużo gleb o odczynie kwaśnym. Z tym się wiążą kłopoty związane z uruchamianiem się glinu i manganu ruchomego, które negatywnie wpływają na pewne choroby. Powinniśmy doprowadzać te gleby do odczynu obojętnego. Rolnicy, windując plon i jakość, dbają przede wszystkim o azot – taki jest trend – trochę o fosfor i potas, to też są elementy, o które powinniśmy zabiegać. W związku z tym, znów wrócę do tego, że powinniśmy wykonywać analizy gleby, które są relatywnie tanie, jak się je przeliczy na jednostkę plonu, czy koszt tych analiz na jednostkę powierzchni.

Nie użył Pan tego zwrotu, ale wspomniał Pan o „zrównoważonym żywieniu roślin”.
Tak.
Z tym związane jest moje następne pytanie: czy roślinom wystarczy żywienie korzeniowe, czy konieczne jest uzupełniające nawożenie dolistne? Wiem, że Państwo jako Instytut jesteście producentem całej gamy nawozów dolistnych, pod marką INSOL. Ale abstrahując od Insoli, jakie jest Pana zdanie na ten temat ?
Przede wszystkim powinniśmy pamiętać o odżywianiu przez korzeń, bo to jest ta podstawowa forma żywienia i tutaj powinniśmy zapewnić odpowiedni stosunek składników pokarmowych, azotu do fosforu, do potasu, 1 do 0,8 do 1,1–1,2, tak to się teraz szacuje. Pamiętajmy też, że zasobów potasu zaczyna w glebach brakować, chociaż jest oczywiście sporo tzw. potasu niewymiennego. Ale zarówno, jeśli chodzi o fosfor, jak i o potas, rolnicy niekiedy zapominają o tym nawożeniu. Tu również istnieje cala paleta nawozów, typu NPK, które można przy tej okazji stosować. Ale można również stosować odrębnie te składniki i to jest ten wątek podstawowy. Natomiast, spoglądając na roślinę kompleksowo w okresie wegetacji i prowadząc tzw. doradztwo operacyjne, czyli badanie symptomów niedoboru składników pokarmowych…

Stanu odżywienia roślin ?
…tak, stanu odżywienia roślin, który jest elementem zrównoważonego zarządzania składnikami pokarmowymi na poziomie pola. Możemy ocenić niedobór tych składników, bądź to w sposób wizualny, bądź analityczny. Zarówno jeden jak i drugi już są dostępne. I są sposoby dostarczania tych składników przez liście, w formie schelatowanej chelatami, które są dopuszczone prawem polskim i unijnym. Należy jednak pamiętać, że podstawowym sposobem żywienia rośliny jest żywienie przez korzeń.

To kiedy, w takim razie, rolnik powinien sięgać po nawozy dolistne?
W sytuacjach stresowych, czy też w sytuacjach niedoboru składników, które każdy rolnik mniej więcej wie, kiedy występują. Wtedy powinno się, przy pomocy oprysku, zastosować określone nawozy dolistne. Jest ich cała paleta. I tu jest kolejne zadanie, żeby taki system opracować. Powinien mieć dwie cechy: przede wszystkim musi on być bardzo prosty w zastosowaniu, a metody analizy mają być łatwo dostępne. Pojawiają się takie metody…

Mówi Pan o zestawach przenośnych do analiz na polu?
Ta technika również coraz bardziej się rozwija. Te metody, często bywają skalibrowane o taką analitykę w laboratorium. Myślę, że w niedalekiej przyszłości przenośne zestawy do analiz na polu staną się bardzo popularne. Do niedawna wydawało się, że korzystanie z pozycjonowania satelitarnego jest abstrakcją, a to się rozwinęło, w czasie ostatnich 5 lat, na skalę masową. Są również metody różnego rodzaju, jak np. sensory do pomiaru zieloności liścia, ale również innych parametrów… Rynek nawozów dolistnych rozwija się w tej chwili o wiele bardziej dynamicznie, niż nawozów doglebowych w formie stałej.

Natomiast wracając do tych drugich, jakie przewiduje Pan tendencje, jeśli chodzi o ich formulacje? Mam na myśli ilość składników, która jest w nawozach.

W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych duże nadzieje wiązano z nawozami wieloskładnikowymi, z ich wzbogacaniem o mikroelementy, składniki drugorzędowe. Ale upowszechnienie rolnictwa precyzyjnego i nawożenia opartego o zależność od lokalnej zasobności gleby, spowodowało, że rolnicy zaczęli się interesować nawozami pojedynczymi. Nawozem pojedynczym łatwiej jest im uzupełnić niedobory składnika. Jest jeszcze trzeci kierunek, blendingi. Blendingi, czyli mieszaniny nawozów, robione pod potrzeby gospodarstwa. To jest także elementem zrównoważonego zarządzania składnikami pokarmowymi. Wydaje się, że powinno to iść w takim kierunku: duże przedsiębiorstwa mają swoje wytwórnie/mieszalnie nawozów i robią te nawozy w zależności od swoich potrzeb. To dotyczy zarówno blendingów, jak i mikroelementów, bo wiele firm zamawia sobie określone składy (receptury) nawozów i z powodzeniem je stosują.

Tak jest już nawożony rzepak, buraki cukrowe…
My w tej chwili pracujemy nad cała gamą takich nawozów, które przygotowujemy w ramach kilku projektów, gdzie wytwarzamy granule, które są wysiewane razem z nasionami kukurydzy i uwalniają składniki pokarmowe proporcjonalnie do wzrostu roślin. Chcemy jeszcze, dodatkowo, w przyszłości inhibować te składniki, czyli jeszcze bardziej je spowalniać. Drugi bardzo ważny kierunek rozwijania się nawożenia w Polsce to jest cała paleta nawozów doglebowych płynnych. Na przykład, Grupa Azoty uruchomiła duży projekt związany z lokalizacją zbiorników do nawozów płynnych, które są rozmieszczane w wielu miejscach w Polsce i są własnością Grupy. Natomiast rolnicy czy też dystrybutorzy je dzierżawią. Składuje się w nich RSM, lub RSM wzbogacany różnymi innymi składnikami. Ten projekt jest bardzo cenny, bo technika aplikacji nawozów płynnych już nie jest problemem. Wszystkie właściwie opryskiwacze, znajdujące się na rynku, są przygotowane zarówno do aplikacji środków chemicznej ochrony roślin jak i nawozów. Prowadzimy prace zmierzające do mieszania różnych substancji, bo dotychczas (zgodnie zresztą z polskim prawem) tego robić właściwie nie można. Moim zdaniem to jest przyszłość nawożenia. Promuje to nawożenie płynne, doglebowe. Jest tutaj wiele korzyści: dla przemysłu mniejsze koszty produkcji (nie traci się energii na granulację), dla rolnictwa korzyścią jest to, że roślina dostaje roztwór bezpośrednio przygotowany do pobrania. Można tak zoptymalizować skład nawozu, że straty będą jak najmniejsze.

Czy ta forma nawozów wymaga innego podejścia do nawożenia? Czy schemat postępowania: wyliczanie dawki, określenie terminu stosowania są analogiczne jak przy nawozach stałych?
Rolnicy i dystrybutorzy, którzy stosują lub sprzedają RSM są do tego przygotowani. Jest to określona grupa, która może już dość łatwo propagować ten system nawożenia. Ale myślę, że jest jeszcze dużo pracy przed nami, aby do tego sposobu nawożenia przygotować pozostałych rolników. Jest to sprawa wymagająca pewnej wiedzy.
Mówiąc o polskich glebach, jako czynnik ograniczający ich produktywność wymienił Pan kwasowość (odczyn pH).

A co Pan sądzi o zawartości substancji organicznej, próchnicy? Jak tutaj nawozy mineralne oddziaływają na zawartość substancji organicznej w glebie?
To jest bardzo ważny wątek, gdyż jak wiemy, z szacunków badań monitoringowych, prowadzonych przez stacje chemiczno-rolnicze, a także przez instytuty naukowe, zawartość próchnicy w glebie spada. Jest to związane z tym, że mamy towarową produkcję roślinną, często ukierunkowaną na monokulturę, gdzie nie wprowadza się roślin, które by wzbogacały glebę w substancje próchniczne. To jest spory problem, nie tylko polski, ale również europejski. W systemie nawożenia spadła również ilość obornika. Rozpatrując problem zrównoważonego nawożenia, ten fakt należy także uwzględnić. Myślę, że to jest pomysł na kolejny duży projekt dla Grupy Azoty. Oczywiście, doradztwo to jest stosunkowo proste, myślę jednak, że w palecie produktów powinny pojawić się takie, z dodatkami różnych substancji organicznych, które powinny być wprowadzane do gleby razem z nawozami mineralnymi.

Wiem, że zajmował się Pan w przeszłości wpływem rolnictwa na stan środowiska, a szczególnie zanieczyszczeniem wód: gruntowych, powierzchniowych. Czy to rzeczywiście rolnictwo ma taki duży wpływ na zawartość azotanów, fosforanów i innych związków w wodach? Czy Polska jest krajem, który wnosi duży ładunek związków chemicznych do Bałtyku, o co jest nieustannie posądzana?
Na terenach, gdzie występuje intensywna produkcja rolna (Wielkopolska, Kujawy, Żuławy) mogą występować lokalne zagrożenia dla jakości wody. Ale w bardzo niewielu przypadkach występowały przekroczenia normy. Jeśli chodzi o bezwzględne wartości ładunku, które są wprowadzane do Bałtyku to Polska ograniczyła w ostatnich latach o około 30–40 proc. emisję zarówno związków azotu jak i fosforu. Tereny wiejskie są dobrze „zwodociągowane”, ale są jeszcze problemy z utylizacją ścieków. Dużo jeszcze pracy przed nami. A nawiązując do Bałtyku, w liczbach bezwzględnych Polska zrzuca dużo – 140 tys ton azotu i 9 tys. ton związków fosforu. Ale jeśli przeliczymy to na mieszkańca, albo na hektar UR, to jesteśmy poniżej krajów takich, jak Szwecja lub Norwegia, które bardzo dbają o ochronę środowiska. Reasumując ten wątek, należy przypomnieć, że Polska nie zanieczyściła tak środowiska, jak to się niekiedy podawało w mediach. Ale i nie stosowaliśmy nigdy w historii tak dużych ilości składników pokarmowych (w nawozach – przyp. red.) na hektar.

Podsumowując naszą dyskusję, można powiedzieć, że przemysł nawozowy, rynek nawozów, żywienie roślin czekają wielkie zmiany. Będą one ukierunkowane na poprawę wydajności produkcji rolniczej, jakości i ilości produkowanej żywności oraz będą uwzględniały aspekt środowiskowy, czyli ograniczenie emisji niepożądanych związków chemicznych.

Sylwester Lipski

No comments yet.

Join the Conversation